Jak zaczynałem łowić około 12, było całkiem znośnie. Mały wiaterek. Kiedy opdaliłem silnik zaczęło mżyć, ale po jakiś 15 minutach uspokoiło się. Pomyślałem sobie" - no spoko, uda się połowić w korzystych warunkach, niesety po jakimś kwadransie zerwał się wiaterek, który rozpędzał się z pół godziny. Jak już zaczęło dmuchać, to do zmroku nie przestało. Ciężko było łowić z łodzi, wpychało na rózne nabrzeżne krzaczory, co chwila trzeba było chwytać za wiosło. Rzut woblerem wymagał dużej fantazji, nie wiadomo gdzie poleci Szczupaki i sandacze nie byly skore do współpracy. Wpadł tylko jeden jaż na sporego wobka. Obawiam się, że dzisiaj miałem zakończenie sezonu spinningowego. Wyciągneliśmy z wody pychówkę, sprzęt zawiozłem do domu. Szanse znalezienie czasu w najbliższee weekendy bardzo spadła, ponieważ na studiach zaczęli piłować. Kolokwia nadchodzą i to bardzo gęsto! pozdrawiam